Click in the field, then press CTRL+C to copy the HTML code
Wojna
I.
Ognia!... krwi!... i ?elaza!... To wojna! To ona...
Stoi wielka w swym gniewie. Prawica wzniesiona
Skinieniem budzi ducha w walcz?cych szeregu...
G?os jej ch?oszcze krew w ?y?ach do szybszego biegu,
Wko?o niej si? ogniste rozpalaj? w??e...
Kula wylata ?wiszcz?c... Dosi??e! Dosi??e!
T?um wozów, jezdnych, koni, zmieszany, ruchomy,
Huczy jak przyp?yw morza i wyrzuca gromy.
Na jej p?omienne has?o wstaje zgroza blada,
A pod ?elazn? d?oni?, co jak piorun spada,
Zwi?zana z krwawym mordem straszliwem przymierzem,
Ka?dy przedmiot jest broni?, ka?dy m?? ?o?nierzem.
A kiedy ju? nasyci i oczy i uszy,
Widokiem przera?liwym zniszczenia, katuszy,
Gdy naród dogorywa zdeptany w swej trumnie,
Blada pod wawrzynami — u?miecha si? dumnie,
Staje w tryumfie przed sw? robot? przekl?t?
I ?mier? znu?on? wita krzycz?c: Dobrze z??to!...
O tak jest! Dobrze z??to! Bujne by?o ?niwo!
Pokosy trupów le?? g?stwin? straszliw?
Pi?knych, m?odych i dzielnych zgin??o tysi?ce...
A ludzko??, jako pole k?dy przejd? kosy,
Z dr?eniem i zgroz? patrzy na te blade k?osy,
Na piersiach jej skrwawionych bez?adnie le??ce.
O bole?ci! Niedawno z wiosennym podmuchem
Ko?ysa?y si?, kwitn?c lekkim, srebrnym puchem,
I na m?odej ?odydze buja?y z nadziej?,
?e w p?odnych ?arach s?o?ca na ziarno dojrzej?,
?e plon dadz? swej ziemi pod cichem gdzie? niebem,
I nie s?om? zdeptan? b?d? — ale chlebem!
II.
Je?li walka jest ?ycia nieodzownem prawem,
Czemu si? ono spe?nia zawsze w polu krwawem?
Czy? pot?ga ludzko?ci — za mniej straszn? cen?
Ni? stos trupów — niezdolna wyst?pi? w aren??
Czy brak wroga, co czyha, i ju?, ju? dop?dza?
Za?lepiony! Ty szukasz — a wszak?e jest n?dza!...
Z ni? si? zewrzyj ramieniem, a niech twoja r?ka
Chwyci j? bez lito?ci, i d?awi i n?ka,
Niechaj w wysch?e jej ?ono ca?? w?ciek?o?? miota...
A oto inne wrogi — zbrodnia i ciemnota —
Wsparte jedna o drug? g?ucho gro?? tobie...
Chwytaj sztandar! Id? walczy? — i zwyci?? je obie.
Do takich bojów wci?gaj ludy i narody,
Niechaj grzmi wyzwolenia has?o i swobody,
Zburzcie n?dzne zapory i ciasne granice,
Niech brat ?ci?nie z mi?o?ci? bratersk? prawic?,
Bo do walk tych wspania?ych pod has?em przysz?o?ci,
Zaprawd?, nie jest nadto si? ca?ej ludzko?ci!
III.
Cisza by?a i spokój. My?liciel w zachwycie
?ni? o wielkim dniu pracy spo?ecznej, o ?wicie,
Który s?o?cem oz?oci? mia? cz?owieka dol?...
?wiat odetchn??.
— Wtem nagle, z p?omieniem na czole,
Z tr?b? przy wzd?tych ustach, wzesz?a? ty, o wojno,
Depc?c ?lady post?pu stop? swoj? zbrojn?.
Na wy?cig lec? ludy ogarni?te sza?em,
Ziemi? poi? krwi? swoj? i karmi? j? cia?em.
Na ?mier?!... Straszliwe has?o bije w ka?de wrota,
Oto idzie wezwany od p?ugu, od m?ota;
To brat! Jemu si? u?cisk od ciebie nale?y,
A ty podnosisz r?k? do lontów mo?dzierzy?
Wioski i miasta gin? w p?omiennych wybuchach...
Kamienie nawet cierpi?, có? mówi? o duchach?
Oto na trupie ojca le?y syn m?odzie?czy,
Przy zagas?em ognisku garstka sierot j?czy,
Bo te trupy wyblad?e, te piersi strzaskane
Mia?y bij?ce serca — i by?y kochane.
Os?ab?a i zw?tlona, zdeptana niegodnie,
Wsta? praco! Ty, geniuszu, rozpal sw? pochodni?!
Dzie?a wasze rozpierzch?e, jako snop zszarpany.
Lecz jakto!... Wszak?e to by? skarbiec usk?adany,
Ca?ej ludzkiej rodzinie wspólny!
O ?lepoto!
Burzy? w?asne swe mienie jest?e ludów cnot??
O wojno! Na wspomnienie krzywd twoich bez miary,
Budzi si? nienawi?ci jad w sercach prastary.
Ta ziemia, któr? przejdziesz, zasiewa si? ziarnem
Kainowego gniewu zatrutem i czarnem...
A zwyci??ony ?ycie w jedn? ??dz? wciela,
Aby z wn?trzno?ci swoich móg? sp?odzi? m?ciciela.
Tak ród ludzki krwi? p?ac?c odwetów d?ug stary
Jest drzewem, które traci corocznie konary.
O wiosno! O ty jasne nowych wieków s?o?ce!
Komu oddasz swe soki i ?wiat?o ?ywi?ce?
Ten pie? okaleczony, co si? zwie ludzko?ci?
Nie ma kwiatów, ni li?ci, on nie jest przysz?o?ci?!
IV.
Nie my?liciel to blady, nie ?piewak surowy,
Z gin?cej dobrowolnie zerwie laur g?owy.
Chlub? jest szuka? ?mierci z w?asnego pop?du.
Bohaterowie ducha, t?piciele b??du,
Rycerze idea?u, co krwi? ?wiat?o p?ac?
I bez ciebie — o wojno! — gin?? maj? za co.
Ale temu ?elazu co z ?wistem uderza,
Tym niszcz?cym, bezp?odnym wysi?kom szermierza,
Wiecznie b?d? z?orzeczy? w imieniu ludzko?ci!
O serce, pe?ne woni wiosennej, jak kwiaty,
Serce bij?ce sztuce, s?awie i mi?o?ci,
Ciebie, ciebie da? ?miano na pastw? armaty?...
V.
Wolno?? i sprawiedliwo?? zatwierdzaj? — dzia?a.
Dla n?dznej szmaty kraju, dla muru kawa?a,
Narody wyt?piaj? krwaw? dziesi?cin?...
Ale? oni niewinni!
— Có? z tego? Niech gin?!
— Stój! ?ycie ludzkie — iskra u Boga pocz?ta.
Nie wa? go si? dotyka?! Cz?owiek — to rzecz ?wi?ta.
Kiedy pod wyziewami krwi i prochu bladn?
Gwiazdy w ?unach ognistych, w?ród nieszcz??? bez miary,
Stoj? z dusz? podobn? do zatrutej czary,
I patrz?c pe?na zgrozy na kl?sk? bez?adn?,
Wobec tej zbrodni ludów — nim zdo?am j? zmierzy? —
Chcia?abym by? piorunem i w ziemi? uderzy?!
Przynajmniej krok za krokiem, odziana ?a?ob?,
Depc?c twoje wawrzyny, w ?lad pójd? za tob?,
I a? do uj?cia dziejów z?udzonych zwyci?stwem
?ciga? ci? b?d? krzykiem moim i przekle?stwem
O wojno! wojno krwawa, co p?odzisz morderce,
Ja mam usta kl?tw pe?ne, i pe?ne ?ez serce!
poem by
Ludwiki Ackerman
solid border
dashed border
dotted border
double border
groove border
ridge border
inset border
outset border
no border
blue
green
red
purple
cyan
gold
silver
black