Istnieją wiersze, które powodują, że szkoda nam nieskazitelnej bieli papieru.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Related quotes
Szkoda!
Szkoda kwiatów, które więdną
W ustroni,
I nikt nie zna ich barw świeżych
I woni.
Szkoda pereł, które leżą
W mórz toni;
Szkoda uczuć, które młodość
Roztrwoni.
Szkoda marzeń, co się w ciemność
Rozproszą,
Szkoda ofiar, które nie są
Rozkoszą;
Szkoda pragnień, co nie mogą
Wybuchać,
Szkoda piosnek, których nie ma
Kto słuchać.
Szkoda męstwa, gdy nie przyjdzie
Do starcia,
I serc szkoda, co nie mają
Oparcia.
poem by Adam Asnyk from Publiczność i poeci (1876)
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!
Istnieją słowa, które boimy się pisać małą literą, aczkolwiek gramatyka nam na to pozwala.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Są odpowiedzi, które powodują poparzenia trzeciego stopnia.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Istnieją pustynie z piaskowymi oazami.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Istnieją gaduły obdarowane elokwencją.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Jego wiersze stały się perfekcyjnie nudne.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Te wiersze są suche jak mumia i chyba dlatego są ponadczasowe.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Istnieją mężczyźni uważający się za drzewa. Każdy rok oznacza nową obrączkę.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Ja jednak mniemam, że płonne i błędne są te nauki, które nie zrodziły się z doświadczenia, macierzy wszelkiej pewności, i które nie prowadzą do znanych już doświadczeń, to znaczy takie, które ani w swym początku, ani w środku, ani na końcu nie przeszły przez żaden z pięciu zmysłów.
quote by Leonardo da Vinci
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!
Kobiety istnieją po to, aby je kochać, a nie, aby je rozumieć.
quote by Oscar Wilde
Submitted by Dan Costinaş
| Vote! | Copy! | In English | In Spanish | In Italian | In Romanian
Istnieją rośliny nie przynoszące korzyści ani nie szkodzące nikomu. One żyją najdłużej.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Jaka szkoda, że w szkole życia nie można powtarzać roku!
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Istnieje zło, które mi nie szkodzi, jak i dobro, które mi nie służy.
quote by Leonardo da Vinci
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!
Nie obawiam się upadku. Szkoda mi tych, których sobą przygniotę.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Szkoda, że dinozaury wyginęły. Tak wiele można byłoby z ich skóry wytworzyć!
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Skowronek jest o krok od doskonałości - mówi pies.- Jaka szkoda, że nie umie szczekać.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
Przez całe życie piszę piórem i czarnym atramentem. Klawiatura stuka, to mnie wybija z wewnętrznego rytmu myślenia. Lubię mieć wokół ciszę, czuć pod palcem szorstkość lub gładkość papieru, trzymać w ręku narzędzie. Oczywiście, już nie biegam za ptactwem i nie przycinam do kciuka wyrywanych im piór, jak dawniej czyniono.
quote by Wiktor Zin
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!
Jaka szkoda, że starość nie oznacza jedynie doświadczenia. Oznacza i sklerozę.
aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan Butulescu
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!
O Mądrości, Co Przychodzi z Czasem
Korzeń jest jeden, choć liści tysiące.
Przez cały zakłamany młodości dzień
Kąpałem swoje kwiaty, swoje liście w słońcu,
Teraz się mogę w prawdy usunąć cień.
poem by William Butler Yeats from Zielony Hełm i inne wiersze (1910), translated by Ewa Życieńska
Submitted by Dan Costinaş
| Vote! | Copy!
Legenda pierwszej miłości
Ja ją kochałem; tak mi się zdaje,
Bo cudną była w szesnastej wiośnie,
Umiała patrzeć na mnie miłośnie
I rwać mi serce w nadziemskie kraje —
A więc w jej oczach pełny tęsknoty
Tonąłem wzrokiem i tak na jawie
Śniłem o różach, które ciekawie
Ponad jej włosów wybiegły sploty,
Tak że je zrywać ustami chciałem,
I byłbym przysiągł, że ją kochałem...!
Ja ją kochałem, ach! jestem pewny!
Bom często błądził w noc księżycową,
Przypominając mojej królewny
Każde spojrzenie i każde słowo;
A w gwiazdy patrząc wspólnie przytomnie,
Widziałem usta zwrócone do mnie,
Że aż mnie brała wielka pokusa,
W wonne powietrze rzucić całusa,
Lecz się obrazić skromnej lękałem,
I dość mi było, że ją kochałem...
Miłość to była, lecz taka cicha,
Że sam przed sobą bałem się zdradzić
I tylko kwiatów szedłem się radzić:
Czemu dziś smutna? i czemu wzdycha?
Ale o serca jej tajemnicę
Nie chciałem nawet lilii zapytać;
A gdy w ogrodu weszła ulicę,
Stałem, nie śmiejąc wzrokiem ją witać,
I tylko do nóg upaść jej chciałem,
Kiedy w jej oczach łezki dojrzałem...
Bo przypuszczałem, że smutek rzewny,
Rozlany na jej anielskiej twarzy,
Wypłynął z serca i siadł na straży;
Tak przeczuwałem, nie będąc pewny.
I sam już nie wiem, jak się to stało,
Że zapytałem drżący, nieśmiało,
Co jest jej smutku dziwną przyczyną,
I czemu łezki po twarzy płyną.
Na to odrzekła smutnymi słowy:
Że nie ma świeżej sukni balowej...
Chociaż wyrazy te obojętne
Upadły szronem, co serce ziębi,
Ale jej oczy mówiły smętne,
Że się myśl inna kryje gdzieś głębiej.
Więc pomyślałem, żem był za śmiały,
I chcąc złagodzić moją zuchwałość,
Balowej sukni chwaliłem białość,
W którą się stroi krzak róży białej;
Chwaliłem ciernie, które jej bronią
Przed zbyt ciekawych natrętną dłonią.
Jednak już potem częściej myśl płocha
Trącała skrzydłem w błękit mych marzeń,
I z różnych rozmów, sprzeczek i zdarzeń
Stawiałem wnioski: kocha? nie kocha?
I z tym pytaniem jak Hamlet nowy
Chodziłem długo w ranek majowy;
A kwiaty wonią, drzewa szelestem
Odpowiadały: Kocham i jestem!
Nim powtórzyłem sobie pytanie —
Wybiegła wołać mnie na śniadanie.
Różowa ze snu; w słońcu przejrzysta,
Stała przede mną jasna i czysta.
Zamiast brylantów na złote włosy
Jaśminy kładły kropelki rosy,
I tak oblana światła potokiem
Jeszcze mnie swoim paliła wzrokiem;
A ja zmieszany mówiłem do niej
O drzew szeleście i kwiatów woni.
Lecz ją znudziła moja rozprawa,
Bo rzekła: "Chodź pan, wystygnie kawa."
Oj! Oj! figlarko — myślałem z cicha,
Nie chcesz mnie słuchać na głos i w oczy,
Za to twój uśmiech mówi uroczy
I pierś, co mocniej teraz oddycha.
Nie chcesz mnie słuchać, bo w serca drżeniu
Czujesz, że staniesz cała w płomieniu,
Gdy ci wypowiem z schyloną twarzą
Słowa, co w ustach moich się ważą —
Wtem ona widząc, żem zadumany
Rzecze: "Pan jesteś dziś niewyspany."
I tak mię nieraz mała psotnica
Zbija z toru krótkimi słowy;
Jam się w anielskie wpatrywał lica
I w usta pełne niemej wymowy,
I myśl czytałem, co z oczu strzela,
A serca mego tamując bicie,
Czułem, że nic nas już nie przedziela,
Że toniem razem w marzeń błękicie.
Lecz gdy się tylko spojrzałem tkliwiej,
Pytała: "Czemu pan się tak krzywi?"
Raz, ach! powziąłem myśl dosyć śmiałą:
Ukraść jej z albumu karteczkę białą
I na niej wszystko wypisać szczerze,
Co mnie ochota powiedzieć bierze.
A więc ubrałem w urocze farby
Całą jej postać czystą, powiewną,
I wysypałem końcówek skarby,
By miłość moją uczynić śpiewną;
Słowem jak młody poeta liryk
Wpisałem wierszem jej panegiryk.
Gdy to odkryła, chciałem uciekać,
Ale przemogła trwogę ciekawość,
I już wolałem przy niej zaczekać,
Śledząc na twarzy wrażeń jaskrawość;
Ona czytała uważnie, z wolna,
Głębokich wzruszeń ukryć niezdolna.
A gdy zdumienie minęło pierwsze,
Rzekła: "Pan także pisuje wiersze?
Szkoda, że kartkę odjąć wypadnie,
Bo pan tak pisze krzywo, nieładnie!"
Zrazu to nieco mnie zabolało,
Ze mnie tak zbyła lekko, złośliwie,
Ale myślałem: Ja się nie dziwię,
Że moje wiersze ceni tak mało;
Ona! to jeden poemat cały,
A moje wiersze pełne wyrazów
Pustych i ciemnych, mglistych obrazów,
Które w jej oczów blasku stopniały...
Nie umiem oddać tego, co roję;
Ona piękniejsza niż wiersze moje!
I coraz bardziej, i coraz więcej,
O jej prostocie myśląc dziecięcej,
Pytałem siebie, czy jestem godny
Takiej miłości czystej, łagodnej.
Lecz czułem tylko, że byłbym dla niej
Gotów me życie poświęcić w dani
I byłbym rzucił wszystko — gdy trzeba,
I poszedł za nią prosto do nieba,
I byłbym poszedł za nią do piekła...
Gdyby nie... była z drugim uciekła...
poem by Adam Asnyk
Submitted by anonym
| Vote! | Copy!