Home page | List of authors | Random quotes

Valeriu Butulescu

Odblask diamentu. Forma odrzucenia światła.

aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan ButulescuReport problemRelated quotes
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!

Share

Related quotes

Andrzej Majewski

Demokracja jest najbardziej zawoalowaną formą tyranii.

aphorism by Andrzej Majewski from AforyzmyReport problemRelated quotes
Submitted by Dan Costinaş
| Vote! | Copy! | In Romanian

Share
José Luis Sampedro

Wszystkie moje książki to odblask tego, kim jestem.

quote by José Luis Sampedro, translated by Aleksandra LipczakReport problemRelated quotes
Submitted by Dan Costinaş
| Vote! | Copy!

Share
Valeriu Butulescu

Ten, który tworzy cienie, też potrzebuje światła.

aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan ButulescuReport problemRelated quotes
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!

Share
Valeriu Butulescu

Czasami dopiero ciemność uczy nas właściwie ocenić wartość światła.

aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan ButulescuReport problemRelated quotes
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!

Share
Valeriu Butulescu

Niektóre ciała pochłaniają światło. Pragnienie światła sprawia, że stają się widoczne.

aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan ButulescuReport problemRelated quotes
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!

Share
Valeriu Butulescu

W piwnicy kartofle rosną szybciej. Nie, one nie lubią ciemności. Chcą jak najszybciej dotrzeć do światła.

aphorism by Valeriu Butulescu, translated by Lucjan ButulescuReport problemRelated quotes
Submitted by Simona Enache
| Vote! | Copy!

Share

VIII

Noc, noc wieczysta, głuszą przedbytową
Otacza kręgi drgające istnienia -
Noc i pierwotny eter bez skupienia,
Bez związku z światów fizyczną budową,

Swą jednolitą nicość rozprzestrzenia,
Z której dopiero falę światów nową,
Wirami mgławic skłębionych pierścienia,
W przyszłości twórcze wyprowadzi słowo.

Noc, noc wieczysta! W jej bezwładnej czczości
Żaden istnienia odblask nie zagości;
Nic się nie zmienia, nie drga, nie posuwa

I nic nie mierzy tej pustej wieczności -
Tylko Duch świata bezustannie czuwa
I przyszłych istnień z siebie nić wysnuwa.

poem by Adam Asnyk from Nad głębiami (1894)Report problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share
Zofia Walas

Galatea

Rzeźbię twą postać dłutem myśli,
Pasją przenikam twoje kształty.
Miłość wygładza wszelkie rysy,
Refleksy światła stroją w barwy.

A dłońmi tylko kruszę
Kamienia złote ziarno.
Stajesz się moich marzeń miarą.

Ja cię nie tworzę - zawsze byłaś
Ideą piękna, tworem dobra.
Odwieczną Jednią. Ty zbudziłaś
Śpiącego we mnie Pigmaliona.

poem by Zofia WalasReport problemRelated quotes
Submitted by Dan Costinaş
| Vote! | Copy! | In Romanian

Share

XVI

Dzień, w którym jeden z grzesznych braci koła,
Najświętsze prawa zdeptawszy niegodnie,
Rozpali krwawą pożarów pochodnię,
Widziadło mordów na ziemię przywoła

I zaćmi światła narodów przewodnie -
Dzień ten jest klęską dobrego anioła,
I ludzkość cała, chyląc kornie czoła,
Winna za syna pokutować zbrodnie;

Winna obchodzić we łzach i żałobie
Grzech, który nową klątwą ją obarczy
I zwróci z drogi ku jaśniejszej dobie...

Powinna szukać przeciw złemu tarczy,
Poznaniem prawdy potęgując w sobie
Miłość, co środków zbawienia dostarczy.

poem by Adam Asnyk from Nad głębiami (1894)Report problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

XXV

Jako cząsteczka wszechświata myśląca,
Szukam w nim celu i o celu myślę -
Bo ten się wiąże z mym pojęciem ściśle,
Tak jak odczucie światła lub gorąca.

Znam tylko bowiem jedną z form tysiąca
Natury, w moim odbitej umyśle;
Sądzę ją z tego, co mi sama przyśle
I czym o władze mi dane potrąca.

Natura twórcza, wieczna, bezcelowa
Nie da się zmieścić w naszych pojęć ramie -
Więc wiecznym prawom, co w swym łonie chowa,

I konieczności, co nas wszystkich łamie,
Ludzkiej dążności narzucamy znamię,
Na ludzki język tłumacząc jej słowa.

poem by Adam Asnyk from Nad głębiami (1894)Report problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

XXVI

Pierwotną białość słonecznych promieni
Ziemski widnokrąg rozszczepia i łamie
Na chmurach, w tęczy różnobarwnej bramie -
I fala światła inaczej się mieni

W błękitach morza, w żywej łąk zieleni,
W złocistych łanach i zórz krwawej plamie...
I każdy z kwiatów innej barwy znamię
W grze malowniczych odbija odcieni.

Podobnie światło prawdy w ziemskiej sferze,
Przez mgły spływając, w tęcze się rozwionie,
Gdy ludzkim duszom niesie blaski świeże;

Każda z nich w siebie inne barwy chłonie,
Każda za całość jedną cząstkę bierze:
Tę, którą sama w swym odbija łonie.

poem by Adam Asnyk from Nad głębiami (1894)Report problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

Nieśmiertelni

Przez mgły czasu, w otchłań wieków
Zaglądając - widać w dali
Pośród mętnych plemion ścieków,
Wśród burzliwej ludów fali,
Nieśmiertelnych, co przetrwali
Długą kolej pierzchłych wieków.

W próchnie ziemi, w dziejów pyle
Rozjaśnione twarze świecą;
Ku nieznanej ich mogile
Duchy nowych mężów lecą,
By wyprosić światła nieco
Na jutrzejszą świtań chwilę.

Na świeczniku z trupich kości,
Nie zgryzieni pleśnią rdzawą,
Stoją żywcem wśród ciemności
Nad przebrzmiałą życia wrzawą
I płomieniem swym jaskrawo
Oświecają twarz ludzkości.

Każdy w swego wieku łonie
Całą jego myśl zawiera -
Ster przyszłości biorąc w dłonie,
Nową jutrznię rozpościera,
A zaczęta przezeń era
Nieśmiertelne wieńczy skronie.

poem by Adam Asnyk from Album pieśniReport problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

Ja Ciebie Kocham!

Ja ciebie kocham! Ach, te słowa
Tak dziwnie w moim sercu brzmią.
Miałażby wrócić wiosna nowa?
I zbudzić kwiaty, co w nim śpią?

Miałbym w miłości cud uwierzyć,
Jak Łazarz z grobu mego wstać?
Młodzieńczy, dawny kształt odświeżyć,
Z rąk twoich nowe życie brać?

Ja ciebie kocham! Czyż być może?
Czy mnie nie zwodzi złudzeń moc?
Ach nie! bo jasną widzę zorzę
I pierzchającą widzę noc!

I wszystko we mnie inne, świeże,
Zwątpienia w sercu stopniał lód,
I znowu pragnę - kocham - wierzę -
Wierzę w miłości wieczny cud!

Ja ciebie kocham! Świat się zmienia,
Zakwita szczęściem od tych słów,
I tak jak w pierwszych dniach stworzenia
Przybiera ślubną szatę znów!

A dusza skrzydła znów dostaje,
Już jej nie ściga ziemski żal -
I w elizejskie leci gaje,
I tonie pośród światła fal!

poem by Adam Asnyk from Publiczność i poeci (1876)Report problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

Ranek w górach

Wyzłocone słońcem szczyty
Już różowo w górze płoną,
I pogodnie lśnią błękity
Nad pogiętych skał koroną.

W dole - lasy skryte w cieniu
Toną jeszcze w mgle perłowej,
Co w porannym oświetleniu
Mknie się z wolna przez parowy.

Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza,
I ta rwie się w chmurek stada...
Jak pajęcza, wiotka przędza
Na krawędziach skał osiada.

A spod sinej tej zasłony
Świat przegląda coraz szerzej,
Z nocnych, cichych snów zbudzony,
Taki jasny, wonny, świeży.

Wszystko srebrzy się dokoła
Pod perlistą, bujną rosą,
Świerki, trawy, mchy i zioła
Balsamiczny zapach niosą.

A blask spływa wciąż gorętszy,
Coraz głębiej oko tonie,
Cudowności świat się piętrzy
W wyzłoconej swej koronie.

Góry wyszły jak z kąpieli
I swym łonem świecą czystym,
W granitowej świecą bieli
W tym powietrzu przezroczystym.

Każdy zakręt, każdy załom
Wyskakuje żywy, dumny;
Słońce dało życie skałom,
Rzeźbiąc światłem ich kolumny.

Wszystko skrzy się, wszystko mieni,
Wszystko w oczach przeistacza -
Gra przelotnych barw i cieni
Coraz szerszy krąg zatacza.

Już zdrój srebrną pianą bryzga,
Gdy po ostrych głazach warczy...
Już się żywszy odblask ślizga
Po jeziorek sinej tarczy...

Już pokraśniał rąbek lasu...
Już się wdzięczy i uśmiecha
Brzeg doliny - aż szałasu
Dolatują śpiewne echa...

Przez zielone łąk kobierce,
Dzwoniąc, idą paść się trzody...
Jakaś rozkosz spływa w serce,
Powiew szczęścia i swobody.

Pierś się wznosi, pierś się wzdyma
I powietrze chciwie chwyta -
Dusza wybiec chce oczyma
Upojona, a nie syta;

Niby lecieć chce skrzydlata,
Obudzona jak z zaklęcia...
I tę całą piękność świata
Chce uchwycić w swe objęcia.

poem by Adam Asnyk from W TatrachReport problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

Dzisiejszym idealistom

Czyliż fałszywy wzbrania wam wstyd
Z obłoków zstąpić do ziemian?
I czynnie walczyć o dalszy byt
Wśród życia wstrząśnień i przemian?

Czyliż sądzicie, iż spadek wasz
Całą wam wieczność zapewni?...
Że odwracacie od ziemi twarz
Bezczynni, a jednak gniewni?

Wprawdzie bogaty wzięliście dział,
Przyjąć dziedzictwo gotowi -
Lecz on na zawsze nie będzie trwał
Gdy zasiew żniwa nie wznowi.

Kto żyje z plonu dawniejszych lat,
Przeżuwa przodków dostatki...
Temu dowództwo odbierze świat.
A mienie - wydrą wypadki!

Do tych należy jutrzejszy dzień,
Co nowych łakną zdobyczy -
Kto się usuwa w ciszę i w cień,
Ten się do żywych nie liczy.

Dziś hasłem walka - i trudno już
Milczeniem przeczyć jej skrycie,
Dziś trzeba zstąpić w sam środek burz,
Potrzeba walczyć o życie!

Na próżno chcecie wykluczyć gwałt
Z duchowej sfery istnienia,
On tylko wyższy przybiera kształt
W głębiach ludzkiego sumienia.

Lecz i tu - walka powszechna trwa,
Podległa duchów potrzebie,
A ten zwycięzcą - kto drugim da
Najwięcej światła od siebie!

poem by Adam Asnyk from W TatrachReport problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share
Henry Wadsworth Longfellow

Excelsior

Szybko zapadał wieczorny mrok;
Alpejskim siołem przez górski stok
Szedł młodzian, niosąc w śniegu i lodzie
Sztandar z tym dziwnym godłem na przodzie:

Excelsior!

Czoło miał smutne, ale spod brwi,
Jakby miecz z pochwy, oko mu lśni;
Jak srebrnej fletni głos kryształowy,
Dźwięczy ton jego nieznanej mowy:

Excelsior!

Widzi on światła szczęśliwych chat,
Jasny i ciepły domowy świat;
Nad nim lodowców groźne widziadła,
Więc smutna skarga z ust się wykradła:

Excelsior!

"Nie próbuj szczęścia! – rzekł starzec doń –
Burza nad głową, potoku toń
Wezbranym nurtem huczy w parowie!"
Na to donośny głos ten odpowie:

Excelsior!

"Stój – rzekło dziewczę. – Zmęczoną już
Na mojej piersi głowę twą złóż!"
Łza w modrym oku błyska promieniem,
Lecz odpowiedział tylko westchnieniem:

Excelsior!

"Strzeż się gałęzi idąc przez bór,
Strzeż się lawiny, lecącej z gór!"
Tym go wieśniacy słowem żegnali...
A głos im odparł na górze w dali:

Excelsior!

O świcie, kiedy niebieska straż
Uczniów Bernarda, chyląc swą twarz,
Zanosi w niebo modły gorące,
Ten okrzyk przedarł powietrze drżące:

Excelsior!

Wędrowca wierny odnalazł pies:
On w śnieżnej zaspie znalazł swój kres;
Lecz trzyma jeszcze w ręku skostniałym
Ten sztandar z godłem dziwnym a śmiałym:

Excelsior!

Tam w szarym świetle porannych zórz
Martwy, lecz piękny spoczywa już,
A z toni niebios, pogodą tchnącej,
Głos na kształt gwiazdy mknie spadającej:

Excelsior!

poem by Henry Wadsworth Longfellow, translated by Adam AsnykReport problemRelated quotes
Submitted by anonym
| Vote! | Copy!

Share
Charles Baudelaire

Sygnały

Rubens, ogród lenistwa, rzeka niepamięci,
Nieprzychylnej miłości zbyt cielesne łoże,
Gdzie tylko życie kłębi się, wiruje, kręci
Jak w powietrzu powietrze i jak w morzu morze;

Leonardo, zwierciadło o ściemnionym lśnieniu,
Gdzie z uśmiechem, łagodnym znakiem tajemnicy,
Anieli pełni wdzięku zjawiają się w cieniu
Pinii zamykających wstęp do okolicy;

Rembrandt, sala szpitalna, smutna, rozszeptana,
Przeszyta na skroś ostrym zimowym promieniem,
Gdzie pod olbrzymim krucyfiksem na kolanach
Stos zgnilizny się modli szlochem i westchnieniem;

Michał Anioł, mgławica, przestrzeń ledwie widna,
Gdzie wśród tłumu Chrystusów - Herkulesów tłumy
Krążą i gdzie w półmroku gigantyczne widma
Rwą, wyciągają ręce, śmiertelne całuny;

Tyś się odważył sięgnąć po piękno nędzników,
Zawziętość zabijaków, cały bezwstyd fauna,
Puget, smutny imperatorze galerników,
O sercu, w którym wzbiera duma feodalna;

Watteau, karnawał światła, gdzie z jakby wprost z łąki
Słynne serca zlatują się lotem motyli,
Gdzie blask świec na tło zwiewne rzucają pająki
Lejąc czyste szaleństwo na bal jednej chwili;

Goya, koszmar, ten koszmar rzeczy niebywałej,
Kiedy sabat czarownic gra groteskę raju,
Gdzie lubieżne staruszki i dziewczynki małe,
Aby skusić szatanów, pończochy wciągają;

Delacroix, jezioro krwi - jak widmo kary -
Cień zielonych sosenek czerwienią rozdziera,
A po żałobnym niebie dziwny ton fanfary
Przebiega jak stłumione westchnienie Webera;

Ten płacz, co gotów wielbić, bluźnić, krzywoprzysiąc,
Ekstatyczne Te Deum i Zmiłuj się, Panie,
Jest echem, którym dudni labiryntów tysiąc,
Opium Bogów, co sercu da niepamiętanie!

To hasło powtarzane przez tysiące straży,
To rozkaz, którym tysiąc ust chłoszcze przestrzenie,
Sygnał, co na tysiącu cytadel się żarzy,
Krzyk strzelców osaczonych przez lat i milczenie!

Bowiem zaprawdę, Panie, jedynym na świecie
Dowodem, co zaświadczy o naszej godności,
Jest ten szloch, który płynie z stulecia w stulecie,
By - nim skona - dopełznąć na próg twej wieczności!

poem by Charles Baudelaire, translated by Antoni LangeReport problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

Oda

W ciemności czasów,
Wśród krzywd i gwałtów kolei złowrogiej,
Wśród krwawych o łup zapasów,
Wśród nienawiści i trwogi,
Nad grozą powszechną bytu,
Nad dzikim żyjących zgiełkiem,
Jak gwiazda na tle błękitu,
Niebiańskim płonie światełkiem
Miłość, co całej królując naturze
I słodsze budząc pragnienia,
Ucisza walki... i burze
W jasność przemienia.

Cichą ponętą,
Pociągiem zmysłów i czarem rozkoszy
Srogość łagodzi zawziętą,
Zajadłość zemsty rozproszy...
Gdy usta ogniem zapali
I pocałunkiem połączy,
To z ust płonących korali
Do serca słodycz przesączy
I z miłosnego kochanków uścisku
Wytwarza węzeł wśród świata,
Który przy wspólnym ognisku
Wrogów pobrata.

Z namiętnych zmysłów upojeń,
Z cielesnych pragnień i szału,
Dnieje świt uczuć i rojeń,
Brzask ideału;
I płomień żądzy znikomej
Blaskami coraz jaśnieje czystszemi,
Ogarnia światów ogromy,
Niebiosa zbliża ku ziemi.
Coraz to głębiej w sferę ducha sięga,
I w sercu, co z wolna mięknie,
Rozmiłowanie w nieśmiertelnym pięknie
Szczepi miłości potęga.

Coraz to wyżej i dalej
Chór duchów wiedzie skrzydlaty
I na kształt świetlanej fali
Przenika światy.
Tchnieniem harmonii i zgody
Boski porządek z zamętu dobywa,
Wiąże plemiona i rody
W jednej całości ogniwa;
Nie tylko samą rozkoszą nietrwałą
Sercom napawać się każe,
Lecz uczy wznosić dla Bóstwa ołtarze
I jego oddychać chwałą.

Po szczeblach stopniowych przemian,
Na idealnej podnosząc się zorzy,
Zwycięska miłość dla ziemian
Najsłodsze dary swe mnoży;
W stubarwne mieniąc się blaski,
Cierpiącej, znękanej rzeszy
Litości, pociechy, łaski
Promienie rozsyłać śpieszy.
Spod stóp jej wszystkie uczucia wy kwitną,
Zdobiąc owiane jej tchnieniem istoty -
I poryw serca staje się już szczytną
Miłością prawdy i cnoty.

Świat się zaludnia powoli
Orszakiem czystych, szlachetnych postaci,
Co cudzej służą niedoli,
Dla szczęścia pracują braci.
Synowie światła i chwały,
Jasne półbogi się wznoszą,
Którym kochanką świat cały,
A poświęcenie rozkoszą...
I idą własną ofiarować mękę
Z wielkiej dla istot cierpiących miłości,
Dobra i prawdy zapalać jutrzenkę
W ogniu duchowej wolności.

poem by Adam Asnyk from W TatrachReport problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share

Odpoczywa

I

Odpoczywa, złożył skronie
Na jedwabnych mchach.
Na pościeli miękkiej tonie
W nieprzerwanych snach.

W leśnej ciszy odpoczywa
Pośród wonnych tchnień.
Paproć włosy mu pokrywa,
Wkoło chłód i cień.

Czarne świerki go kołyszą.
Szepcąc tęskny śpiew.
A motyle złote wiszą
Na gałązkach drzew.

Na ramionach mu zielony
Rozpostarł się bluszcz
I gwar ptasząt przytłumiony
Dolatuje z puszcz.

II

Noc zapada, z ziemi wstają
Z wolna srebrne mgły,
Szare płaszcze zarzucają
Na wilgotne mchy.

Mkną i płyną, jak jeziora
Zalewają las;
W lesie straszno - duchów pora,
A on śpi jak głaz.

Księżyc przedarł swe promienie
Przez zielony dach
I przetopił mgły i cienie
W brylantowych skrach.

Odmieniają kształty drzewa
Wśród tych światła fal,
Po wierzchołkach wicher śpiewa
Dzikiej pieśni żal.

III

Nad perłową mgławisk falą
Błędne światła drżą,
Mgły się kłębią i krysztalą,
Lżejsze w górę mkną.

Przybierają postać bladą
Eterycznych ciał,
Wstają, lecą - znów się kładą.
Gdy je wietrzyk zwiał.

Przezroczyste, srebrne mary
Napełniają bór,
Cicho płyną przez moczary
Jak girlandy chmur -

W księżycowym drżącym blasku
Mglistych dziewic splot
Ponad mgłami wszczyna w lasku
Fantastyczny lot

I zatacza lekkie kręgi
Pląsających dziew,
I rozwija jasne wstęgi
Pośród czarnych drzew.

Pląsa, leci wietrzna rzesza,
Nad gęstwiną mknie.
Pod świerkami się rozwiesza.
Gdzie spoczywa w śnie.

IV

Posplatane, dłoń za dłonią
Jak za cieniem cień,
Wciąż się wietrzą, pędzą, gonią
Wśród falistych drżeń.

Wiotkie kształty i kibicie
Rozkołysał bieg:
To nad ziemią, to w błękicie
Srebrny znaczą ścieg.

To spadają gwiazd kaskadą,
To się łamią w łuk,
To się topią w jasność bladą
Pośród mlecznych dróg.

Uniesione w ciągłym wirze
W tańca dziki szał,
Tworzą wieńce, wstęgi, krzyże
Z eterycznych ciał.

Fosforyczne biją blaski,
Oczy ogniem skrzą,
Spod tęczowych szarf przepaski
Żywiej łona drżą.

Aż zmęczone szybkim lotem
Rozpuszczają włos,
Pod zielonym drzew namiotem
Piją krople ros;

I z konwalii dzwonków śnieżnych
Wysysają miód,
I w postawach nimf lubieżnych
Nocny piją chłód.

V

Ponad świerków ciemne szczyty
Księżyc w górę wstał
I oświecił parów skryty,
Gdzie młodzieniec spał.

Zobaczyły tanecznice
Pod arkadą drzew
Uśpionego blade lice
I na sukniach krew.

Więc zlatują z lekka, z cicha
Koło niego tuż,
Patrzą bliżej - nie oddycha,
Serce nie drży już!

W półotwartych oczach zgasnął
Wszelki życia ślad,
I poznały, że nie zasnął,
Lecz że w boju padł.

Jak kochanki nad kochankiem
Duże leją łzy,
Skroń mu wieńczą kwiatów wiankiem
I pierś myją z krwi...

Pieszczotami senność wieczną
Chcą mu z czoła zdjąć,
Bytu trwałość nadpowietrzną
Chcą mu w piersi tchnąć..

VI

Wicher jęczy, zgina drzewa,
Szumi cały bór,
Nad umarłym rzewnie śpiewa
Mglistych dziewic chór.

"Powstań, powstań! zimny bracie,
Twardy sen twój rzuć!
W eterycznej duchów szacie
Znów na ziemię wróć!

Kształtów życia ci pożyczy
Księżycowy świt,
We mgle duchów tajemniczej
Będziesz znowu kwitł;

Ciało da ci promień drżący
Na powierzchni fal
I cień chmurki pierzchającej
W nieskończoną dal -

Uprzytomni się w naturze
Współczujący duch,
W harmonijnym istnień chórze
Wejdzie w wieczny ruch.

Będziesz wszystkim, będziesz niczym
W wszechświatowym śnie,
Zestawieniem mgieł zwodniczym
Na błękitów tle.

Kroplą rosy, trawy listkiem,
Światłem nocnych zórz;
Będziesz niczem, będziesz wszystkiem -
W oceanie dusz.

Będziesz ludziom niewidzialny
Trącać skrzydłem świat
I z krainy idealnej
Wonny rzucać kwiat.

Z szumem wiatru, z liści drżeniem,
Czystym światłem lśniąc,
Będziesz poił serca tchnieniem
Zaświatowych żądz.

Więc cię pozna i dostrzeże
Sercem swoim lud,
I pieśń gminna cię ubierze
W wdzięczny podań cud.

Twe nieznane poświęcenia
I ofiarny zgon
Przejdą w dalsze pokolenia
Na przyszłości plon.

Co noc wstaniesz czysty, świeży
I z legendy rąk
Weźmiesz złoty miecz rycerzy
I światłości krąg.

Co noc płynąć będziesz z nami
W szafirową toń
I nad ziemią, nad kwiatami
Spijać czystą woń."

VII

Na głos pieśni, wstrząsającej
Niemą grobu straż,
Zadrżał lekko młodzian śpiący
I odwrócił twarz.

Z jego piersi koralowy
Znowu prążek ściekł,
Rzucił wkoło wzrok surowy
I z westchnieniem rzekł:

"Kto mnie budzi, kto mnie woła?
Po co na świat zwie?
Czyż mi jeszcze zwrócić zdoła
Jasne życia dnie?

Czy mi odda rozkwit ciała,
Świeżych zmysłów wdzięk,
Rozkosz, co je nastrajała
W harmonijny dźwięk?

Grób nie odda mi jutrzenki
Życiodajnych sił,
Bo z zazdrosnej śmierci ręki
Wraca tylko pył!

Mamże jeszcze marnym cieniem
Na mogile stać?
Fosforycznym lśniąc płomieniem,
Przeszłą męką trwać?

Co noc boleść swą odświeżyć,
Wskrzesić wspomnień moc
I pozorem życia przeżyć
Nieskończoną noc?

Mamże znów nawiązać krwawą
Rozerwaną nić?
Wrócić z bolem i niesławą,
Nie mogąc się mścić?

Między żywych pójść ukradkiem
Jedną z próżnych mar
I pozostać zbrodni świadkiem,
A wspólnikiem kar?

Nie chcę butli mglistej szaty
Na ramiona kłaść
I przeszłości zwiędłe kwiaty
Nie chcę śmierci kraść!

Nie chcę wieńczyć się łańcuchem,
Nie chcę stroić w pleśń
Ani na świat wracać duchem,
Niosąc grobów pieśń.

A i z wami, blade cienie,
Nie chcę w nocnej mgle
Księżycowe ssać promienie
Na błękitów tle.

Chcę pozostać zimny, czysty
Na posłaniu mchów
I spoczynek mieć wieczysty
Nieprzerwanych snów.

Niech natury wieczna praca
Wznawia dalszy byt,
Niech proch w koło istnień wraca
Witać nowy świt.

Niech po świecie się rozproszy
Tysiącami tchnień,
Niech odżyje tchem rozkoszy
W jasny życia dzień.

Lecz ja spocząć chcę na wieki -
Od duchów i ciał
Równie obcy i daleki,
Będę cicho spał."


VIII

Księżyc zaszedł w ciemne chmury,
Ukrył srebrny blask,
W lesie słychać śmiech ponury,
Nocnych ptaków wrzask.

A na nocy czarnej szacie
Znikły światła mdłe,
Rozpłynęły się postacie
W lekką, siną mgłę.

I pozostał sam w ciemności
Skryty w lasu głąb,
A na straży snu cichości
Stoi świerków klomb.

Serca jego już nie nęka
Echo ziemskich burz
I nie zbudzi go jutrzenka,
Bo spoczywa już!

poem by Adam AsnykReport problemRelated quotes
Submitted by anonym
| Vote! | Copy!

Share

Powrót do domu

Wśród cichej nocy do wioski, co w dole
Ponad srebrzystym rzucona strumieniem,
Zdążał podróżny i witał westchnieniem
Wysmukłe, z dala widzialne topole.
Chociaż zmęczony, przyspieszał wciąż kroku,
Jakby przypuszczał, że mu sił nie stanie,
I całą duszę umieścił w swym wzroku
Na pierwsze, długie, łzawe powitanie.
Świadomy drogi, przez lasek brzozowy
Zbiegł na dół ścieżką i zniknął w olszynie,
Aż stanął wkrótce na mostku przy młynie,
Słuchając jego z bocianem rozmowy.

Co mu powiedział bocian i młyn stary
Swoim klekotem płynącym po rzeczce?
Jakie obudził wspomnienia i mary
Ten głos dwóch starców w nieustannej sprzeczce?
Nie wiem - lecz silniej pobladły mu lica
W srebrzystym świetle bladego księżyca,
I boleść w niemej utopił zadumie,
Szukając wspomnień w śpiewnym rzeczki szumie..

Wiatr mu z bliskiego przynosił ogrodu
Znajomych kwiatów woń pamiętną, miłą...
I zaczął marzyć jak niegdyś za młodu,
Jak gdyby w życiu nic się nie zmieniło -
I cała przeszłość stanęła tak żywa,
Skupiona w jednym tęczowym obrazku -
I pierzchłe złotej młodości ogniwa
Nabrały teraz nieznanego blasku.
Cichego szczęścia najmniejsze wypadki,
Jasnym płomieniem świecące ognisko,
I te najsłodsze pocałunki matki,
I drugie również anielskie zjawisko,
Wszystko to widział w dziwnej mgle niebieskiej,
Jak poplątane cudne arabeski.

Wydarł się wreszcie tej widzeń ponęcie,
Co pieszcząc serce, krwawi je zarazem,
Zwrócił się spiesznie na drogi zakręcie,
A twarz się znowu powlokła wyrazem
Owej spokojnej, bezbrzeżnej boleści,
Co się niczego już w świecie nie lęka
I żadnej w sobie nadziei nie mieści.
Dalej za młynem stała Boża męka,
Na skrzyżowaniu drożyn pochylona,
I wyciągnęła czarne swe ramiona
Z błogosławieństwem ponad ciche pole,
Patrząc z miłością na ludzką niedolę.
Minął ją z wolna, pochyliwszy głowy,
I poszedł prosto na cmentarz wioskowy.

Topole, brzozy i wierzby płaczące
Wieńczyły miejsce spoczynku dokoła,
Schylając swoje zadumane czoła,
Jakby piastunki do snu śpiewające.
Tam pod ich strażą rozsiadły się wzgórza,
Gdzieniegdzie w czarne ubrane krzyżyki;
Gdzieniegdzie polna wczołgała się róża
Lub zielsko bujne, lub też krzaczek dziki.

W milczeniu stąpał wśród mogił podróżny,
Bojąc się przerwać uroczystej ciszy -
Nadstawiał ucha na każdy szmer próżny,
Jakby przypuszczał, że jeszcze usłyszy
Głos, co go wołać zacznie po imieniu;
Z bijącym sercem przed siebie spoglądał,
Jakby na jasnym księżyca promieniu
Jaki cień drogi jeszcze ujrzeć żądał.

Lecz nic nie było słychać - prócz tych szmerów,
Co się być zdają nadziemskich eterów
Falistym drżeniem i spływają w pieśni,
Gdy je noc ujmie w dźwięk i ucieleśni;
I nic nie widać - prócz tej gry znikomej
Drżącego światła i przelotnych cieni,
Która na fali powietrza ruchomej
Niepewne kształty rysuje w przestrzeni,
I z krzyżów, krzewów i głazów cmentarza
Coraz to nowe widziadła wytwarza.

Lecz ujrzał za to w księżycowym blasku
Wśród innych mogił kamienny grobowiec.
Spojrzawszy - przykląkł na ziemię wędrowiec
I złożył głowę na wilgotnym piasku,
I przytulony do zimnego głazu
Leżał bez ruchu, życia i wyrazu.

Łza mu z suchego nie pociekła oka,
Ani też jękiem nie drżała pierś pusta -
Modlitwy nawet nie szeptały usta -
Bo wszystko boleść stłumiła głęboka,
Rzucając sercu, co padło zranione,
Nieprzytomności i szału zasłonę.

poem by Adam Asnyk from Sen grobówReport problemRelated quotes
Submitted by Veronica Şerbănoiu
| Vote! | Copy!

Share